14:07
22:24
22:24
Rzuć cień... na powieki.
Swego
czasu wyrzuciłam lub oddałam wiele cieni, w tym wszystkie sypkie - przy
moich coraz bardziej wrażłiwych oczach zupełnie przestały się sprawdzać
:(
W tej chwili mój nr 1 do potrójny cień do powiek L'Oreal
kolor Laetitia Casta. Cień ten, tak jak róże, o których już pisałam, ma
jedną wadę - opakowanie, a raczej jego zawias. Już dawno się złamał.
Same cienie w liczbie trzech - bardzo dobre, kolorystycznie idealnie
pasują do szarych lub zielonych oczu, przy czym zaznaczam, że są
perłowe. Tego zestawu używam obecnie najczęściej.
Następny
bardzo uniwersalny i bardzo łatwy i szybki w obsłudze (cienie do powiek
w kremie są dla leni - tak mówi moja siostra, ale również chwali sobie
te cienie :) zestaw to paletka cieni w kremie Revlon.
Niedawno nabyłam chyba mój pierwszy cień essence - nie mam do niego zastrzeżeń.
Cienie,
których używam od dawna, ale ostatnio zaczęły mi jakoś przeszkadzać
jego drobinki - jakby były za duże, przy czym nie wiem, czy po prostu
cienie się już nie zestarzały - to podwójne cienie IsaDora. Bardzo ładny
zestaw kolorystyczny, za który zebrałam już wiele komplementów.
Stosowane na mokro dają bardziej spektakularny efekt.
Cienie, które nieco mnie rozczarowały - Make a sheen Revlon.
Drobinki za bardzo wchodzą w linie załamań na powiekach, i cienie te
właściwie ładniej wyglądają w paletce, niż na powiekach :(
Cień
Inglota- w opakowaniu tego samego rozmiaru, co jego róże. Chyba starczy
mi do końca życia. W kolorze czerwonym. Ma złote drobinki, ale na
powiekach jest raczej matowy, najlepszy moim zdaniem do kresek.
Cienie
wypiekane Kobo. Jeden w kolorze indyjskiego różu, drugi róż złamany
pomarańczem, z drobinkami. Drobinki nie osypują się z cienia jakby
wskazywało zdjęcie, po prostu przed jego zrobieniem cień updł mi na
podłogę i wtedy sypnęło się trochę drobiek, czego nie starłam, żeby były
lepiej widoczne.Właściwie nie mam do nich zastrzeżeń.
Cień sypki Kobo
w kolorze - przeboju każdego karnawału, czyli złotym. Jedna z rzeczy,
której bym w życiu nie kupiła. Ale dostałam w prezencie, i muszę
powiedzieć, że się sprawdza. Stosuję go zawsze z płynną bazą pod sypkie
cienie również Kobo, o której innym razem, a którą dostałam razem z tym cieniem (dziękuję, Św. Mikołaju :)
Cień wypiekany Bourjois - jak dla mnie za suchy, za tępy, ale być może już się zestarzał.
13:01
13:01
Na piękne usta.
Od
pewnego czasu jak bumerang wiosną i jesienią powraca mój problem na tle
alergicznym z - wprost patologicznie - wysychającymi ustami. Nie
wygląda to za ciekawie, na dodatek boli, szczypie, a usta wysychają na
wiór. Czego ja nie póbowałam..!
W tej chwili mam taki zestaw pielęgnujący usta:
I krótko o nim:
wazelina lip care Floslek
- ładne zapachy (ja mam czekoladową) całkiem niezła nawet na moje
makabrycznie suche usta, choć na takie mogłaby być bardziej nawilżająca,
a jest tylko tłusta, jak to wazelina.
Ziaja maść oliwkowa - nr 1 z tej całej listy, rzeczywiście może spełniać funkcje opatrunku regenerującego!
Floslek Lip care - balsam do ust - pięknie pachnie miodem, spełnia obiecywane funkcje.
Neutrogena intense repair balsam -
przereklamowane. Jedyny specyfik z tych pięciu, który straszliwie mnie
PALIŁ w usta. Ale jak ktoś nie ma takich problemów jak ja - przyznaję,
zostawia usta ładne i miękkie, można używać, choć nie wiem po co, jak
są lepsze i tańsze kosmetyki do ust, choćby właśnie Ziaja i Floslek.
Blistex lip relief cream -
całkiem dobry, ma lekkie działanie chłodzące, ale niektórych może razić
jego miętowy, trochę "lekowy" zapach, no i ma kolor i konsystencję
białego kremu.
A oto najfajniejszy balsam do ust, jaki kiedykolwiek miałam:
Lip butter Palmer's
PRZEPIĘKNIE
pachnie czekoladą i miętą, na dodatek działa nawet na bardzo wysuszone
usta i poprawia ich stan, zostawia usta miękkie lśniące i pachnące. To
cudo ratowało mnie ostatnio w sezonie jesiennym, niestety nie jest łatwo
nabyć w Polsce kosmetyki Palmer's, które zresztą bardzo sobie chwalę, nie nabędzie się ich w pierwszym lepszym sklepie, ale - polecam gorąco!
Słowem jeśli chodzi o usta - dbać , pielęgnować, podkreślać, całować! :)
13:00
13:00
Lipstick on the glass.... szminki.
Szminka
- atrybut kobiecości. Gratka dla fetyszystów i milionów kobiet.
Dziewczynki malują sobie usta tylko jak się bawią w dorosłych. I
zakładają do tego szpilki swoich mam.
Każda femme fatale ma usta w kolorze szkarłatu
Choć
od dawna popularne są szminki w kolorach nude, to i tak podejrzewam, że
pierwsze skojarzenie ze słowem „szminka” to właśnie półotwarte,
szkarłatne usta…
Szminki
są tak atrakcyjne, bo naśladują kobiece narządy płciowe w momencie
podniecenia, a więc mocno ukrwione, a więc czerwone. Och, ta czysta
biologia… Ale wróćmy do naszych szminek.
Sprzedaż
szminek wzrasta w czasach… kryzysu. Widać to najtańszy sposób na zakup
produktu luksusowego - nikt mi nie powie, że każda szminka to artykuł
pierwszej potrzeby, no a że szminka np. Chanel nie jest dobrem
luksusowym. A kosztuje „tylko” 150 zł… Prawdziwy luksus za 150 zł.
Produkcja
każdej szminki kosztuje ok. 4 zł. Ceny – od ok. 5zł do ok. 155zł. Jasne
jest, że szminki mają różną jakość, trwałość i komfort noszenia, jednak
płacąc za szminki z górnej półki płaci się już głównie za markę,
opakowanie, reklamę.
Malowanie
się szminką wymaga dyscypliny, poprawiania makijażu, a szminka w
wyraźnych kolorach na pewno wymaga lusterka, w odróżnieniu od
błyszczyków i szminek pielęgnacyjnych oraz szminek koloru nude.
Ten
nawyk próbuję w sobie wypracować, szczerze mówiąc daleko mi do ideału,
bo raz jestem za leniwa dwa wokół zawsze dzieje się tyle ciekawych
spraw, które odwracają moją uwagę od kwestii pt. ” idę przypudrowac
nosek i poprawić szminkę”
Moją pierwszą szminkę kupiła mi Mama, była to szminka Miss Sporty, w pomarańczowawym, pasującym mi zresztą odcieniu.
Pierwszą szminkę kupiłam sobie stosunkowo niedawno, parę lat temu, jest to szminka L’Oreal,
w kolorze nr 721o nazwie Eva Longoria, która jest typową latynoską, ja
zaś mam typową bladolicą rudowłosą celtycką urodę i – ta szminka pasuje
mi idealnie, właściwie chyba pasuje każdemu bo jest koloru nazwałabym to
neutralnego. Jest to szminka z seri Color Richie Star Secrets, bardzo dobrej jakości, bardzo ją sobie chwalę, mam ją już parę lat, prawie mi się kończy i jeszcze ciągle mogę jej używać.
Swego czasu L’Oreal wypuścił serię szminek szminek Color Richie Shine Gelee:
Teraz
już jej nie ma w sprzedaży, i nie dziwię się. Była to szminka z
mleczkiem królewskim, reklamowana jako pielęgnacyjna, coś tak jakby
połączenie błyszczyka ze szminką. Nie był to najtrafniejszy pomysł, jak
wiele połączeń tak jakby - ni pies ni wydra - szminka ma bardzo lepką
marzącą się konsystencję, jak dla mnie za rzadką za lepką. Kolor w
rzeczywistości jest mniej brązowy, bardziej neutralny (303 sweet tea).
Kolejna szminka to mój ostatni zakup- z Avon Ultra Color Rich (kolor Pink pop), ma nieco drobinek nie widocznych na zdjęciu i nie kiczowatych na ustach.
Szminka Chanel z serii Rouge Allure
Mam
kolor nr 70 Adorable - dość widoczny wyraźny różowy matowy kolor, taki
doradziła mi pani w Douglasie jako kolor na codzień stwierdzając, że
podkreśla kolor mojej tęczówki, i że mam naturalnie mocny kolor ust.
Słodki cukierkowy, idealny na sezon wiosna-lato, kolor, nawilżajaca lekka letnia konsystencja szminka - to szminka Isadora z serii Jelly kiss kolor nr 57 Coral punch. Super!
Inglot,
kolor nr 910 – FUKSJA. Po prostu. Matowa dość ciężka konsystencja,
nieco wysusza usta, bardzo trwała. Kolor nazwałabym „patrz na mnie!” -
nie sposób nie spojrzeć!
Modny każdego lata - tak jak fuksja - kolor oranżowy w szmince Manhattan Perfect creamy & care kolor
nr 34 N. Rzeczywiście bardzo kremowa, ale przez to bardzo nietrwała.
Kolor- bomba, poszukam takiego w bardziej trwałej szmince, czyli
skieruję swe kroki do Inglota.
Wszystkie w/w wyżej szminki są zadowalające a w większości nawet dobre lub bardzo dobre i warte polecenia.
W
tym poście wszystko jest na tak, miałam kilka szminek, z których nie
byłam zadowolona, ale były to tylko ze 3 przypadki (szminka Bell – zupełnie nietrwała, szminka Celia
– kleista konsystencja, szminka miała piękny kolor, zapach, lekką
konsystencję, która się po prostu rozpuściła niestety, i szminka
powiększająca usta Oriflame - nieprzyjemny zapach, i niekomfortowe uczucie na ustach, nieco wysuszajaca).
Teraz pojawiła się nowość L'Oreal - marki, którą ogólnie sobie cenię - Rouge Caresse.
Na
razie sprawdziłam, że konsystencja jest dość lekka, ale nie tak gęsta
kleista jak Shine Gelle, kolory dość transparentne. Nazwa sugeruje
działanie pielęgnacyjne. Może warto zapoznać się bliżej z produktem z
tej serii? Żegnam Was dzisiaj tym ważkim pytaniem tymczasem
Drogie Panie: szminki w dłoń i – kolor na usta!
12:59
12:59
Kremy BB - jestem na TAK!
Oto mija czwarty dzień bez pudru! To trzeba zapisać w annałach! Używam pudru od 16 r. ż. Ale postanowiłam dać ostatnią szansę moim dwóm kremom BB i
- tak jak radzi blog Azjatycki Cukier - WKLEPYWAĆ je, a nie smarować
się nimi. Niby drobna różnica - choć z drugiej strony to jest chyba
znaczna różnica, czy ktoś Cię klepnie czy pogłaszcze :) spowodowała CUD!
Kremy (wklepywane w krem nawilżajacy) powodują ujednolicenie cery,
cera wygląda promiennie, ale naturalnie, aż SZKODA używać na nią pudru, a
ponieważ ja, wzorem azjatek
wlaśnie
przekonuję się do lekkiego lśnienia a nie totalnego matu na twarzy -
nie używam na kremy BB pudru. Jestem z nich bardzo zadowolona, a na
wypadek, gdybym potrzebowała większego krycia mam pod ręką L'Oreal
Infallible. Ale przyznaję, że mi do niego nie śpieszno. Wklepuję,
wklepuję te kremy - również pod oczy - i jestem pod wrażeniem, i to
pozytywnym! Tak więc powinnam teraz wejść pod ławę i odszczekać wszystko to, co napisałam o kremach BB wcześniej...
Bardziej
podoba mi się ten z serii Oriental, ma rzadszą konsystencję i
ładniejszy kolor - choć na skórze kolor i tak dopasowuje się do niej -
jego wadą jest dozownik - znajduje się tak jakby na środku wieczka, i
skutkuje to tym, że wyciska się za dużo produktu:
błyszczyk do niego dołączony ma natomiast śliczny, modny cukierowy kolor:
Ale Gold również jest bardzo w porządku, ma na pewno wygodniejszy dozownik - z boku wieczka:
Jeśli
więc chodzi o stosowanie (i sposób aplikacji w tym wypadku) to warto
słuchać bardziej doświadczonych użytkowników różnych dóbr... WKLEPUJEMY,
WKLEPUJEMY kremy BB!
Przy
czym zaznaczam, że nie mam szczególnie problematycznej cery i
niedoskonałości do zatuszowania, bo do tego może by się ten kem nie
nadawał, choć teraz to ja już sama nie wiem, czy jest coś, do czego on
się nie nadaje :)
Na
pewno widzę jego obiecywane działanie wybielające, i skuteczność filtru
- przy takiej pogodzie powinnam mieć już na twarzy pierwsze piegi, a
ich nie mam (to akurat mnie nie cieszy, bo lubię moje wiosenno-letnie
piegi, ale dowodzi skuteczności w tej kwestii w/w kremów).
W tej chwili kusi mnie już kolejny krem BB:
Jest
to lekki krem, który zawiera drobinki rozświetlające twarz, czytałam,
że ma działanie "uwalniające" wodę na skórze, to tak jakby "wodny krem."
Brzmi interesująco...
12:58
12:58
Kremy BB
Noszę
się z podjęciem tego tematu od początku, i podchodzę do niego jak pies
do jeża. Tytułem wstępu kilka - kto chce więcej, niech szuka, znajdzie
bez problemu -informacji o tym czym są kremy BB. To kremy azjatyckie, a
BB to rodzaj kremu, nie marka, różne marki mają swoje kremy BB.
Krem
BB oznacza: Blemish Balm - został opracowany przez niemieckich
dermatologów na potrzeby pacjentów po zabiegach chirurgii laserowej,
aby pomóc skórze uspokoić się i zregenerować. Kremy te dobrze pokrywają
zmiany skórne, wypryski czy inne niedoskonałości jednocześnie lecząc
je. Azjatyckie firmy kosmetyczne podchwyciły pomysł i wkroczyły z BB do
drogerii. Kremy BB są bardzo popularne w Azji - stąd piękna cera
Azjatek.
Krem BB to produkt wielofunkcyjny o właściwościach nawilżających, odżywiających i leczniczych, z zawartością filtra UVA i UVB, SPF 25 PA++, a to właśnie promienie UVA w 99% przyczyniają się do powstawania zmarszczek. Mocniej lub słabiej kryje, może być stosowany jako podkład i krem lub baza pod makijaż. W zależności od indywidualnych potrzeb można nałożyć go po dodatkowym kremie pielęgnacyjnym lub z jego pominięciem. BB cream stapia się z cerą, sprawiając że twarz jest naturalnie wygładzona, z wyrównanym kolorytem,
bez efektu maski typowego dla ciężkich podkładów.
Krem BB to produkt wielofunkcyjny o właściwościach nawilżających, odżywiających i leczniczych, z zawartością filtra UVA i UVB, SPF 25 PA++, a to właśnie promienie UVA w 99% przyczyniają się do powstawania zmarszczek. Mocniej lub słabiej kryje, może być stosowany jako podkład i krem lub baza pod makijaż. W zależności od indywidualnych potrzeb można nałożyć go po dodatkowym kremie pielęgnacyjnym lub z jego pominięciem. BB cream stapia się z cerą, sprawiając że twarz jest naturalnie wygładzona, z wyrównanym kolorytem,
bez efektu maski typowego dla ciężkich podkładów.
Tyle
wprowadzenia. Ja, zachęcona entuzjastycznymi recenzjami użytkowniczek i
wiedziona ciekawością cóż to za kosmetyk, nabyłam dwa kremy BB firmy
Skin79:
BB Cream VIP Gold Collection
Oriental Gold BB Cream
Jestem
początkująca w temacie kremów BB, ale z tego co się zorientowałam
azjatkom zależy na rozświetlonej twarzy- nie błyszczącej, ale z
połyskiem, efektem jakby "mokrej skóry." Można sobie wyobrazić jak
trudny jest do osiągnięcia taki efekt dla posiadaczek właściwie każdego
rodzaju cery - tyle, że z różnych powodów. Oto reklamy w/w kremów,
które lepiej zobrazują o czym mówię w sensie efektu, naturalnych
składników i wielofunkcyjności kremów BB:
Słowem: cudo. Zaiste musi to być cudo, jeśli jeden krem polecany jest do cery tłustej, suchej, starzejącej się...
A
teraz moje odczucia: nie przyłączam się do grupy entuzjastek, która
jest chyba większa, niż grupa krytyczna, a przynajmniej sceptyczna, do
której jak na razie należę. Wszyscy, którzy mają więcej kremów BB
szukają idealnego, a tzn., że nie znaleźli jeszcze takowego, gdyż każdy
ma plusy i wady.
Na
mnie ogólnie się nie sprawdzają. Tłumaczę sobie to tym, że może cera
europejek jest nieco inna niż cera azjatek. Ja mam jasną, delikatną i
skłonną do przesuszania skórę i NIE WYOBRAŻAM SOBIE jak można
posiadanych przeze mnie kremów, bo o innych się nie wypowiem, używać
samodzielnie - są mało odżywcze i mało nawilżające. Jeśli chodzi o
koloryt to nie wiem czy stapiają się z moją cerą czy też po prostu ich
nie widać na mnie, grunt, że koloryt mi nie przeszkadza. Nie nazwałabym
tego efektem naturalnym a raczej żadnym. Przy czym zaznaczam, że nie mam
jakiejś problematycznej cery, i nie zależy mi szczególnie na mocnym
kryciu. Również nie pojmuję, jak można nimi tuszować cienie pod oczami -
ktoś z moją cienką suchą skóra - na pewno nie może (tyle jeśli chodzi o
funkcję lekkiego podkładu). Jeśli chodzi o funkcję kremu
pielęgnacyjnego, i to jeszcze samodzielnego -po prostu w głowie mi się
nie mieści, że któryś z moich dwóch kremów mógłby się do tego nadawać! A
już najbardziej jestem rozczarowana obiecywanym efektem rozświetlenia,
bo właśnie na ten najbardziej liczyłam - u mnie nie występuje.
Ogólnie
bardziej pasuje mi krem Oriental (po prawejj str na fot.): jest rzadszy
i bardziej nawilżający, ma też - ale to w tym wypadku mało istotne, bo
mówimy o samym kremie - dołączony błyszczyk w ładnym kolorze, i
lusterko. Krem Gold to SUSZA.
Nie
oddam tych kremów tylko dlatego, że boję się, że gdy już ich nie będę
miała, to skusi mnie by nabyć inne. a nie są to kremy tanie. Nie wiem,
może w akcie desperacji zacznę je stosować na noc? Jeśli to przyniesie
jakieś efekty pielęgnacyjne jeśli chodzi o stan mojej cery (bo funkcja
podkładu w tym momencie jest zupełnie nieistotna) to napiszę.
Ogólnie
może naprawdę jest wiele osób, którym kremy BB pasują, może ja
wypróbowałam ich za mało - ale zniechęciło mnie to do próbowania
następnych, choć nie zniechęcam nikogo, kto nie wypróbował żadnego;
próbujcie a nuż Wy znajdziecie coś dla siebie.
Jeśli o mnie chodzi to mogę przytoczyć słynne zdanie: "Jak zachwyca, skoro nie zachwyca?"
12:51
12:51
Mam dwa kremy emami:
Ajurweda w służbie urody - kremy EMAMI
Mam dwa kremy emami:
Gold Tumeric Skin Cream
Jak
mówi informacja na opakowaniu został stworzony bazując na starożytnej
wiedzy ajurwedyjskiej i jest unikalnym ziołowym specyfikiem. Zawiera
prawdziwe złoto, kurkumę i ekstrakty z rzadkich rośłin, które
rozswietlają skórę, odmładzają, likwidują przebarwienia i sprawiają, że
skóra wygląda zdrowo.
Zaleca się stosowanie dwa razy dziennie, rano i wieczorem.
Skład:
sproszkowane
złoto (24-karatowe), kurkuma, drzewo sandałowe, lukrecja, wetiweria,
aksamitka, olej z nasion winogrona, bazylia, olej z kurkumy, szafran, a
wszystko to na beztłuszczowej bazie.
Naturally Fair Pearls
Intensive Herbal Fairness Cream
Jest
mieszanką ziół i naturalnych ekstraktów, w tym prawdziwego pyłu
perłowego. Pomaga zachować zdrową, jasną i rozświetloną cerę, przywraca
naturalny odcień skóry. Obiecuje rozjaśnienie cery w 4 tygodnie. Zawiera
pył perłowy, ekstrakty z szafranu, żywokostu, kokosa, aloesu, drzewa
sandałowego, ogórka i rumianku. Stosowanie - 2 razy dziennie.
Krem
z kurkumą - ma silny zapach, typowy dla indyjskiego sklepu, dla
niektórych może być stanowczo za mocny, wszak trzeba go znosić na
własnej skórze, i mieć go ciągle pod nosem ;). Krem perłowy też ma dość
intensywny zapach, jednak słabszy gdy porównać go do kremu z kurkumą i
złotem.
Oba
kremy zachowują się na skórze w przedziwny sposób, nigdy wcześniej nie
miałam do czynienia z takim działaniem - rzeczywiście momentalnie skóra
robi się ładniejsza, matowa lecz rozświetlona ALE nie można na nich
rozprowadzić podkładu, bo skóra po tych kremach jest tępa, i podkład się
roluje. Nie można też zastosować na nie innego kremu, bo też się
roluje. Zapach zaś jest tak silny, że nie ma właściwie sensu używać
perfum, bo raczej się nie przebiją przez zapach kremów. Dlatego ja
używam w/w tylko na noc, i już po 2 nocach widac efekt, ba, nawet po
jednej, skóra jest taka jakaś... ładniejsza, gładsza, rozpromieniona.
Ale na dłuższą metę kremy te wysuszają moją skłonną do przesuszeń skórę
więc stosuję je sporadycznie.
Jeśli
chodzi o wybielające właściwości kremu perłowego - nie mam pojęcia, czy
istnieją, bowiem mam naturalnie tak jasną skórę, że hinduski mogą tylko
pomarzyć, a i Polacy się dziwią :)
Kremy zupełnie inne, niż nasze "europejskie", a skład brzmi jak poezja: złoto, perły, aksamitka, szafran....
Kremy dla miłośników ajurwedy, naturalnych ziołowych kosmetyków, których nie drażnią intensywne zapachy, no i dla - tak jak ja - ciekawskich testerów :)