Oto kolejny po
Moje włosy #1 KOLORY I DŁUGOŚCI - przeróżne! <klik>
Moje włosy #2 fryzury - przeróżne <klik>
post przekrojowy zawierający
rys historyczny dotyczący mojej czupryny ;)
Dziś - dla równowagi do poprzednich postów - będzie ubogo w zdjęcia (odsyłam do zdjęć w dwóch w/w postach), zapraszam do tekstu, którym też nie zamierzam Wam długo przynudzać, bo musimy przebiec truchtem przez prawie (tyle już skończyłam, no ale urodziłam się łysa) 36 lat :)
Jeśli chodzi o pielęgnację, to nie sposób wspomnieć też o oczyszczaniu: włosy urosły mi szybko, i szybko miałam długie warkocze, mycie takich włosów było
mordęgą, szampon mnie szczypał w oczy (to był PRL i nikomu nie śniło się o wielu dzisiaj oczywistych rzeczach, w tym o delikatnych szamponach ułatwiających
rozczes itp., itd.), a gorsze od mycia było chyba tylko rozczesywanie tych włosów - nawet suchych, o mokrych nie wspominając, Tak więc mama. babcia, czy ciotka chwytały się różnych sposobów ułatwiających czesanie mnie: sadzanie mnie przy oknie i sugerowanie obserwowania widoku), zakładanie - na moje specjalne życzenie (zimą)
sandałków specjalnie do czesania (
schodziłam je tym czesaniem zanim przyszło lato, na które zostały kupione. A takie były śliczne, czerwone, i na maluśkim białym obcasiku).
W poprzednim ustroju nie można było być mięczakiem będąc dzieckiem, takie odnoszę wrażenie ... ;)
I to by było na tyle dziecięcej pielęgnacji i oczyszczania.
A potem nastał kapitalizm i pojawiła się coraz większa mnogość produktów do włosów, no i ich reklamy. Pamiętam reklamę Gliss Kur, która to obiecywała (za pomoc pani o idealnych, błyszczących lokach), że nie będziesz musiała sięgać po nożyczki by ratować zniszczone włosy, jeśli wybierzesz Gliss Kur.
Albo reklamę marki, której nazwy nie mogę sobie przypomnieć, która to reklama pokazywała długowłosą panią, która m.in. lała sobie na głowę piwo, rozbijała jajka itp., i tekst: "i ciągle chciałaś mieć ich więcej" (tzn. włosów), aż jej marzenie spełniły owe kosmetyki. A mi to żadne. Ale czytajcie dalej.
Ja też zawsze chciałam mieć ich na głowie więcej. I jeszcze w takich zdefiniowanych, lśniących, nie obciążonych, ale pełnych objętości, mega skrętach... Jak tylko sama zaczęłam ogarniać bardziej pielęgnację własnej osoby, zaczęły się moje walki o stan włosów, na odcinku ich pielęgnacji.
Pierwszy raz zabrałam się za pielęgnację moich od zawsze kręconych i suchych z natury włosów gdzieś pod koniec podstawówki (podówczas 8-klasowej) i na początku liceum, i poszłam w elementy gastronomii bowiem nakładałam na włosy miksturę nafty kosmetycznej (zakupionej w aptece) i żółtek jaj (niestety również tych okropnych, klejących się śluzów z białka, które niechcący też mi wpadały to tej mieszanki). Stary, tradycyjny przepis, a Wioletta Villas utrzymywała, że jej włosy są naturalne, i taką mają kondycję właśnie dzięki nafcie ("używam tylko nafty"). Kto nie kojarzy znajdźcie sobie zdjęcia tej pani i jej wg mnie nadnaturalnego warkocza wyglądającego jak dobrze utrzymany i utrefiony mega węzeł długich i rozjaśnionych pakuł lnianych. Nafta kosmetyczna miała włosy odżywiać, ułatwiać porost, rozczesywanie, i co tam chcecie, możecie sobie znaleźć więcej info w necie - no a gdzieś w dali na horyzoncie majaczył docelowo wspomniany warkocz Wioletty Villas.
Tymczasem na mnie działała tyle, że szampon się nie pienił, śluzy z białek lepiły się do włosów i nie chciały spłukiwać, a po myciu głowy miałam mega kołtun. Wierzcie mi bądź nie - a to działo się w jakimś 1995 r., a ja do dziś jak sobie to przypomnę, to czuję zapach tej nafty i widzę jej tłuste oka pływające w misce...
Kiedy porzuciłam naftę i jajka miałam przerwę w używaniu czegokolwiek oprócz szamponu, i dopiero na studiach znowu zaczęłam pielęgnację włosów: maska Wax rumiankowa, produkty Joanna serii Rzepa, znowu mikstura jajka i nafta i wit. A+E, bezbarwna henna, piwo... szczerze mówiąc efekty też były mizerne. Pamiętam, jak nakładałam ową maskę Wax, owijałam głowę cienką plastikową reklamówką i ręcznikiem (czepek termiczny), potem to zdejmowałam, i miałam włosy całe w... okruchach chleba, bo wzięłam reklamówkę, w której wcześniej był chleb.. albo jak śmierdziała rzepowa wcierka na noc z Joanny... Jak włosy mi się kleiły po piwie (znów kołtun) , i jeszcze było je piwem czuć... Tylko majonezu na włosy nie nałożyłam (a podobno tez dobry, w końcu jajka i ocet).
W tym czasie (najpierw skromnie i tylko henną) zaczęłam już
na potęgę farbować włosy, no i wtedy zaczęłam stosować odżywki i maski do włosów zniszczonych, które tylko obciążały mi włosy, a ich stan się nie poprawiał, ale z lenistwa to i tak głownie używałam tylko niezmywalnych produktów typu
dwufazówki Dove (obecnie nie mogę już na nie patrzeć, ani czuć ich zapachu). Stan tan trwał całymi latami, włosy nieco lepiej wyglądały tylko na silikonach, a wszelkie naturalne składniki były ich wrogami i robiły mi na głowie jeszcze większy kołtun.
Równia pochyła. Wtedy też nastała moda na
olej kokosowy na wszystko, również na włosy, tyle tylko, że moje włosy są wysokoooooporowate, i na tych właśnie olej ów się nie sprawdza.
Co do suplementów diety na włosy (i paznokcie) łykam przeróżne od lat, no co tam tylko chcecie, i - też nie bardzo widziałam efekty na włosach, a paznokcie od zawsze też mam bardzo słabe. Jakby mi ktoś powiedział, że na kondycję włosów dobrze wpływa stanie na lewej nodze z palcem wskazującym prawej ręki w nosie - też bym spróbowała. Desperados.
Powtarzam: równia pochyła.
Aż w maju 2015
spaliłam sobie włosy farbą blond, i wtedy było tak źle, że gorzej już być nie mogło, i wtedy zaczęłam się ogarniać, ale jeszcze i tak nie za bardzo, o czym przekonało mnie badanie w 200-krotnym powiększeniu skóry głowy i włosów podczas
Meet Beauty II .
Załamka.
Od tamtej pory się ogarniam, włosów nie maluję, a o tym jak wychodziłam na prostą, mojej obecnej pielęgnacji włosów i moich spostrzeżeniach po jakiś 13 latach intensywnego farbowania na rożne kolory, a potem półtora roku nie farbowania napiszę Wam później.
A jak u Was z pielęgnacją pukli? Macie wymagające włosy? Traktujecie je dobrze?