Dziś się poburzę.
Ludzie, trzymajcie mnie.
Wrzesień to gorący okres. Dzieje się.
Dopiero pokonaliśmy bolszewika pod Warszawą, Powstanie Warszawskie trwa, a już zaczyna się kampania wrześniowa i nadciąga jej najdłuższa bitwa - nad Bzurą.
Misja i cel rekonstrukcji historycznych na pewno były szczytne, pełne dobrej woli, zaś ich początki niewinne.
Ot, osadnictwo w Biskupinie.
Bitwa pod Grunwaldem.
Husaria.
Powstanie Listopadowe.
Styczniowe.
Taka bitwa.
Owaka bitwa.
Panowie szyją se mundury. Hobby jak hobby, jeden łowi ryby, inny skleja modele samolotów, można se uszyć mundur i zostać rekonstruktorem.
Potem ożył Marszałek Piłsudski. Potem zginął w katastrofie samolotowej, ale potem znowu ożył.
Potem powstały z prochów już chyba wszystkie pułki ułanów.
Potem powstały z prochów już chyba wszystkie pułki ułanów.
Małe dzieci słodko śpiewają powstańcze piosenki, ze słowami, o których mają chuja pojęcie. Wiadomo, przybliżenie historii, coś mniej nudnego niż literki w książkach.
Kiedy rekonstrukcje przyjęły rozmiar epidemii i stały się parodią, pastiszem i kpiną? Obrazą pamięci? Kiedy ludzie zaczęli wierzyć, że to naprawdę? I że naprawdę tak było jak teraz widzą?
Nie wiem, może ci, którzy odtwarzają naszych wrogów mniej mogą zapaść na megalomanię i uwierzenie, że w rzeczywistości choćby trochę zbliżają się do bohaterstwa? Aktorzy, wiadomo, wcielają się w role. Bez znaczenia czy zawodowi, czy amatorzy. Wiadomo, że aktor gra. Mnie przeraża coraz bardziej popularne zjawisko, kiedy to ludzie robią wrażenie, że idą na wojnę. Że swym bohaterstwem wspierają tych prawdziwych bohaterów. Że kurna, giną. Jakim bohaterem jesteś, jak giniesz, skoro potem wstajesz? Czujesz się jak ci ludzie, co brali udział w tych wydarzeniach? To ja ci powiem, że gówno, a nie się tak czujesz. Uważam, że zjawisko takiego poczucia bohaterstwa związane jest też z modą na"patriotyczną" odzież i tatuaże oraz tym, że coraz młodsi ludzie zaczynali zakładać biało-czerwone opaski powstańców. Miałeś 10 lat jak się zaczęło powstanie? 6? Urodziłeś się w '44? I tak dalej, i obawiam się, że niebawem coraz młodsi ludzie, zaczną wierzyć, że naprawdę są powstańcami. PAMIĘTAMY, rozumiecie. A mi się przypomina taki obrazek z Internetów: "1944 PAMIĘTAMY" - trzymają transparent kibice szalikowcy, a dziadek na wózku inwalidzkim im mówi CHUJA PAMIĘTACIE. No nie pamiętacie, i marne macie pojęcie o tym, co przedstawiacie, jak się wam wydaje, że znowu się bijecie o wolność i znowu giniecie.
W moim rodzinnym mieście mieliśmy rekonstrukcje bombardowania miasta we wrześniu '39 , i stały kwiaciarki, wyszykowane lepiej niż krakowskie, i pięknie ludzie ginęli. Początek wojny, bombardowanie, ciągną ludzie trasą Warszawa-Lublin, a tu spokojny ryneczek, i piękne pady. Takie pojęcie o wojnie. Czy nie żyje już nikt, kto to wydarzenie pamięta? Tam, gdzie trafiły bomby poginęły prawie całe rodziny. Gdzie szacunek dla nich? Znamienne, że kiedy żyli ludzie, którzy pamiętali te wszystkie wydarzenia z historii najnowszej to jakoś nie rozprzestrzeniała się zaraza, moda na rekonstrukcję krwawego wieku XX.
Jedziemy w sierpniu trasą pod Kozienicami, na polu małe chatki.
" - Co to takie chatki małe?"
"- Rekonstrukcja" , mówię. Oczywiście.
" - Co to takie chatki małe?"
"- Rekonstrukcja" , mówię. Oczywiście.
A już największe kuriozum, które miało miejsce kilka lat temu gdzieś chyba w Bieszczadach: rekonstrukcja rzezi wołyńskiej? Jak można, ja się pytam, zrekonstruować rzeź? Jak przybliżyć zagadnienie i uatrakcyjnić je widzowi? Jak w nim poetycznie zginąć? Być zaszlachtowanym ze szczególnym okrucieństwem? Ktoś przegina pałę.
Ludzie, rekonstruktorzy, co Wy właściwie wiecie o rzezi? Jesteście pewni, że bycie jej ofiarą było super przygodą? Że chcielibyście ją w ogóle widzieć na własne oczy? Przeżyć i żyć z tymi wspomnieniami? Czy to naprawdę takie fajne, jak np. na Twoich oczach obcinają głowę Twojej matce czy dziecku? Czy aby jest co rekonstruować? Jak? Po co? Czy nie wystarczy, że byli tacy, co musieli żyć z podobnymi wspomnieniami?
Na Pomniku Rzezi Wołyńskiej w Chełmie
widnieje
Ty, Boże zapomnij o nas."
Waszym zdaniem ktoś tam pomyślał o rekonstrukcji?
Takim uczczeniu, takiej pamięci?
Co wiecie o wojnie? O warszawskich kanałach? Kto mi powie, że wie, bo widział ten uroczy korytarzyk w Muzeum Powstania Warszawskiego, który ma jakoby być "kanałem" ten zasługuje na kopa w dupę i liścia w twarz. Może chociaż "Kanał" Wajdy se obejrzyjcie.
Co dziarscy bohaterscy rekonstruktorzy wiedzą o bohaterstwie, o umieraniu, o śmierci?
UMIERANIE NIE JEST FAJNE.
NIE JEST UWZNIOŚLAJĄCE.
NIE JEST PIĘKNE.
NIE JEST FOTOGENICZNE.
NIE JEST HIGIENICZNE.
NIE JEST MIŁE DLA OKA.
NIE JEST RADOSNE.
TE WOJENNE - ŻOŁNIERZY I LUDNOŚCI CYWILNEJ - NAJCZĘŚCIEJ NIE JEST BEZBOLESNE, SZYBKIE, PROSTE, ŁATWE I Z LUDZKĄ GODNOŚCIĄ.
JEST JEDNORAZOWE.
To tylko w rekonstrukcjach historycznych następuje cud zmartwychwstania, i już można pędzić walczyć i ginąć za ojczyznę gdzie indziej. W rzeczywistości raz wystarczył .
TU NIE MA POWODÓW DO OKLASKÓW.
Po chuja te flary. To nie Sylwester.
Może oni żyli życiem wilków.
Ale Ty nie.
Gdzie w tym ochoczo powtarzanym jarmarku, festynie, hucpie, zbijaniu politycznego kapitału jakiś choćby cień refleksji nad tym co nam przedstawiają, rekonstruują? Szacunek dla uczestników zdarzeń? Dla narodowych i osobistych, ludzkich, tragedii i dramatów?
Jak bardzo popłynęliśmy?
Czy trzeba być jakimkolwiek specjalistą, czy trzeba być historykiem (którym, tak się składa, jestem), żeby mieć jakieś pojęcie o czym mowa? Czy nie wystarczy być człowiekiem by nie dać się zwariować, nie dać się ponieść bezrefleksyjnej, hurrarekonstruktorskiej fali? Nie wystarczy mieć trochę wyobraźni, trochę empatii, trochę zdrowego rozsądku?
Dziś idę walczyć mamo.
Nie kurna, nie idziesz.
Idziesz sobie rekonstruować, a walczyłeś to może o grabki w piaskownicy. I ciesz się, że nie musisz iść walczyć.
WOJNA NIE JEST FAJNA.
WOJNA TO MAKABRA.
Moja Babcia była dzieckiem w czasie II wojny światowej, opowiadała o niej, nigdy nie użyła żadnego przymiotnika w sensie "straszny" itp., itd., etc. Opowiadała co widziała, i to wystarczyło. W Jej rodzinnej miejscowości są groby żołnierzy Bitwy nad Bzurą. Mój dziadek zapalał tam znicz, zapalał obcym ludziom, gdyż nie mógł zapalić na grobie swojego ojca, który został pochowany nie wiadomo gdzie we wrześniu '39. Ostatnio byłam tam w maju, i też zapaliłam. Babcia śpiewała nam jako kołysanki pieśni pierwszowojenne i legionowe, bo jej śpiewał je ojciec (wskutek czego jestem chyba teraz jedyną osobą, której muzyczny zestaw na 11 listopada kojarzy się z dzieciństwem), który był w Legionach. Nie mógł słuchać o cudzie nad Wisłą, bo go widział i to nie był żaden cud. To była rzeźnia. Wróciło ich żywych ochotników dwóch z całej wsi.
Taki kraj, taka historia, takich historii jest masa, w wielu domach, więc nie rozumiem z jakiego powodu ja mam teraz wierzyć, że jarmarczne rekonstrukcje, prymitywne tłumaczenia, uproszczenia, flary, tatuaż Polski Walczącej i dres, który ma już gotowe na rękawach biało-czerwone opaski to bohaterstwo, patriotyzm i coś co ma służyć pamięci, szacunkowi i krzewieniu wiedzy.
Słuchaj.
OdpowiedzUsuńPrzecież nie musisz patrzeć.
Nie musisz oglądać.
Zamknij mocno oczy i nie patrz.
Zamknij uszy i nie oglądaj.
Jedni odtwarzają, rekonstruują - bo mogą. Bo chcą.
I to jest piękne.
No mogą, to nie jest karalne, a nawet modne i dobrze widziane. Ja mogę tego nie oglądać. Mogę też mieć własne zdanie i je wyrażać, co niniejszym czynię.
Usuń