Mieliście kiedyś tak, że dopiero niedawno dowiedzieliście się, że coś istnieje, dajmy na to: skansen, pośrodku pól nad Wisłą, w miejscowości, o której nigdy nie słyszeliście, że znajduje się w nim raptem: kościół, szkoła, kilka chałup i cmentarz ( mój Mąż: jedziemy!!!), jedziecie więc do niego takimi drogami....
...robiąc sobie przy tym podśmiechujki, że a to dopiero se pozwiedzamy, a to nam dużo czasu zajmie (przyznaję się: to ja) , po czym....
Zajęło nam to bite dwie godziny - a było bardzo interesujące, pouczające, przemiłe (również dzięki takowym Paniom - pracownikom muzeum), arcyciekawe!!!
I - planujemy tam wrócić!
Bardzo ciekawe obiekty, urokliwe miejsce - również z powodu przyrody, ogródków, które uprawiają tam Pracownicy skansenu, a także przyjaznych miejsc, gdzie może sobie usiąść i odsapnąć turysta (my byliśmy tam w czerwcowym upale.
O skansenie dowiedzieliśmy się będąc w muzeach w Płocku, bowiem jest to oddział Muzeum Mazowieckiego w Płocku. My dojechaliśmy do niego będąc w nie tak dalekich, ale jednak innych okolicach niż Płock.
Skansen prezentuje osadnictwo olęderskie, a więc: niemieckie.
Samo w sobie stanowi to już odpowiedź na pytanie, dlaczego zaniknęli stamtąd zarówno ludzie jak i - w świadomości nawet mieszkańców nieodległych miejscowości - pamięć o nich. I zdjęcia z nagrobków. Jak to się mówi: zmiotło ich z planszy. Całkowicie.
A dzisiaj, w swojej nowej formule: miejsce znowu żyje. Inaczej, ale: na całego!
"Dość masz miejskiego zgiełku? Odszukaj na mapie Wiączemin Polski i już niedługo – szczególnie gdy wyruszasz z Warszawy czy Łodzi – będziesz w miejscu, które zniewoli cię przestrzenią i atmosferą przenikających się kultur.
Skansen Osadnictwa Nadwiślańskiego w Wiączeminie Polskim (20 km na wschód od Płocka) jest pamiątką po czasach, gdy nad Wisłą żyli pospołu Polacy i Olendrzy, czyli przybysze z Fryzji, Flandrii i Niemiec, którzy osiedlali się na tych terenach od XVII do połowy XIX wieku. Byli ewangelikami luteranami i mennonitami. Imponowali umiejętnościami gospodarskimi i melioracyjnymi, słynęli także ze swych powideł z buraków cukrowych.
Po II wojnie światowej większość z nich wyjechała, bo wówczas „ewangelik” równało się „Niemiec”. Ich kościół, cmentarz i szkoła w Wiączeminie niszczały latami. Przed całkowitą degradacją uratowało je Muzeum Mazowieckie w Płocku.
(...)
Dziś nasze wystawy i zaaranżowane wnętrza domostw opowiadają gościom skansenu historię o Olendrach, ich życiu w bliskości Wisły, innowacyjności i szacunku do przyrody.
Najpierw przywita was tu dom polski, jedyna chata zbudowana od podstaw, na wzór chałup z początku XX wieku, jakie etnografowie znaleźli w pobliskim Piotrkówku. Tuż obok obejrzycie długi na ponad 20 m olenderski langhof przeniesiony z Kępy Karolińskiej, przykład zabudowy liniowej, z wozownią, stodołą, oborą i częścią mieszkalną przykrytymi jednym dachem.
Naprzeciw langhofu jest gospodarstwo. Dom kryty blachą, jak w przedwojennym oryginale, przyjechał z drugiej strony Wisły. Połączony jest z oborą, ale kryta strzechą stodoła z Piotrkówka stoi już osobno. Mamy też niewielką, zbudowaną z czerwonej sannickiej cegły powidlarnio-suszarnię z miejscowości Rybaki. To tutaj Olendrzy suszyli owoce na specjalnych szufladach zwanych „lasami” i gotowali powidła. W obydwu zagrodach podziwiać możemy ogródki kwiatowe i warzywne, pełne ziół, zapachów i zapylających owadów.
Na koniec dochodzimy do dawnego kościoła z 1935 roku i szkoły z 1901 roku z klasą ze stylowymi ławeczkami z pulpitami z wgłębieniami na kałamarze. Na zakończenie najlepiej zwiedzić cmentarz, nad którym szumią kasztanowce, jesiony i dęby. (...)"
Źródło:
https://muzeumplock.eu/wystawa-stala/skansen-osadnictwa-nadwislanskiego-w-wiaczeminie-polskim/
Zapraszam na spacer w mazowieckiem, nadwiślanym, czerwcowym słońcu:
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze zawierające link nie będą publikowane.