20:52

20:52

Wspomnienia z mojego podwórka: co mają trumny do mojego dzieciństwa czyli Haloween i Dzień Dziecka w jednym



Już długo noszę się z zamiarem tegoż wpisu.
Problem z umieszczeniem go na blogu miałam taki, hmm,  kalendarzowy.
Wspomnienia z mojego podwórka sugerują ( i słusznie), że chodzi o wspominanie dzieciństwa.
Czyli należałoby ogarnąć taki wpis w okolicach 1 czerwca.
Ja jednak wciąż wahałam się między Dniem Dziecka a Halloween. Ostatecznie jak widzicie, skłoniłam się ku temu drugiemu terminowi. Ale na 1 czerwca też się zda. Czyż to powinno dziwić? Któż jeśli nie wszech-autor horrorów, Stephen King, stwierdził w którymś z nich, że wszystkie potwory mają to samo źródło pochodzenia- dzieciństwo?
Czyż jest wdzięczniejszy czas dla horroru, strachu i makabry niż wiek dziecięcy? Czas poobijanych kolan (wtedy jeszcze dzieciom nie gniły tyłki przed tabletami), dziecięcych zabaw, dziecięcej wyobraźni  i dziecięcych traum?
O słodka kraino dzieciństwa.



Wspomnienia z mojego podwórka


Moje podwórko było głównie betonowe, wspólne z mieszkańcami sąsiedniej kamienicy, jak i betonowa brama wjazdowa do niego. U sąsiadów mieszkało dwoje dzieci w wieku zbliżonym do mojego - dziewczynka i chłopiec, nazwijmy ich tu Małgosia i Jaś, a u nas ja, a potem i moja młodsza siostra. A potem u sąsiadów zamieszkała jeszcze jedna dziewczynka, w moim wieku, głucha. Bywała w domu tylko w wakacje i w weekendy.

Na części niebetonowej leżały poukładane deski, dużo desek. Pachniały drewnem. Obok stała beczka ze smołą. Pachniała smołą, i znajdowały się w niej muchy, więc obserwowałam sobie czasem co znaczy w praktyce ruszać się jak mucha w smole.
Wyjaśnienie obecności desek było dla nas wszystkich jasne i oczywiste - sąsiad był stolarzem.
Robił trumny.
W zakładzie chodziły krajzegi, leciały wióry, już sklecone i pociągnięte bejcą trumny suszyły się na podwórku. Wiecie jaki kolor i zapach ma bejca? Ja wiem. Na podwórku schły też sobie trumny na dalszym etapie w procesie technologicznym, takie  pociągnięte już farbą i lakierem.  A trumny wtedy wyglądały jak trumny, klasyka z wampirów nosferatu, nie te dzisiejsze prostopadłościany prostokątne. 
Koleżanki z klasy bały się do mnie przychodzić. Tak mówiły, a ja im się dziwiłam, gdyż widok kilku trumien na podwórku był dla mnie widokiem zwykłym, codziennym i jak najbardziej normalnym.

Na dechach bawiliśmy się ja i dwójka sąsiadów... smołą. Nie wiem co takiego magicznego miała w sobie beczka smoły, że tak nas pociągała... Smoły  z ubrania zmyć się nie da. Kilka ciuchów sąsiadów ich matka musiała wywalić do śmieci. A z ciała - a owszem. Zmyje się Masłem. Jako najmłodsza byłam wysyłana po owo maślane mydło i przynosiłam nam po kryjomu z domu na te dechy trochę masła w żółtym wiaderku do piaskownicy. Czy można uznać to za pierwsze doświadczenia chemiczne? Organiczne substancje, organiczne rozpuszczalniki? Jeśli kiedyś wysmarujecie się smołą - masło Was wyratuje z tej opresji. I tak bawiliśmy się na tych dechach, które potem sąsiad przemieniał na trumny. To się nazywa krąg życia. 

Od strony ulicy zakład miał wystawę, w oknie i naokoło tego całego wystawowego pomieszczenia stały oparte o ściany otwarte trumny już całkiem gotowe, wyściełane atłasem, z atłasowymi poduszkami, w różnych kolorach i rozmiarach, niektóre ozdobione aluminiowymi aniołkami. Żeby zawołać sąsiadów by zeszli na podwórko się bawić trzeba było przejść przez to pomieszczenie, ciche i pełne otwartych trumien - tam czułam się nieswojo, nawet tamte dzieci bały się w nim przebywać i szybciutko przemierzały ten lokal.
Najbardziej utkwiła mi w pamięci trumna, która kiedyś leżała zamknięta na wystawie - była to malutka, szara trumienka dziecięca.
Jak się okazało frapowała ona nie tylko mnie, bo syn stolarza pewnego razu wziął tą trumienkę z wystawy, przyszedł z nią do piaskownicy, otworzył, i zaczął tam nasypywać piasku. Miałam wtedy z 5 lat i patrząc na tę scenę już wtedy nieodparte wrażenie, iż oto patrzę na coś niezwykłego. Nie znałam wtedy jeszcze słowa surrealizm. Biedak długo się nie pobawił, przyleciał jego ojciec, nakrzyczał na niego, spuścił mu niezłe manto i zabrał trumnę. Jeśli wśród Was jest ktoś, kto bawił się w piaskownicy z dzieckiem, które akurat bawiło się niemowlęcą trumną dziecięcą, śmiało, zgłaszajcie się, może jest nas więcej? A może ktoś z Was też bawił się smołą i masłem, na przyszłych trumnach? Tak, dzieciństwo to przecież bywa dziwny okres. Eeee magiczny chciałam rzec.

Brat naszego sąsiada - stolarza trumiennego był...no nie zgadniecie. Stolarzem. I robił... trumny. miał zakład w innym miejscu miasta, ale tamten miał w ofercie oprócz trumien również ofertę przewożenia tychże, już z wkładem, rzekłabym. Czasem kiedy wchodziło się do bramy stał tam jego wóz do przewożenia trumien, otwarty na roścież, i się wietrzył, gdyż śmierdziało z niego okrutnie. Zwłokami. Co za fetor. Brama była wąska, także człowiek - nawet mały - ledwo się w niej mieścił obok tego auta, trzeba było przejść szybko i nie oddychać. Nie było możliwości nie dowiedzieć się, jak śmierdzą trupy.

Także na moim podwórku było czuć głownie drewno, trochę smołę, a czasem trupa.

Wokół tego wszystkiego płynęło normalne życie podwórkowe dzieci w przedostatniej dekadzie wieku dwudziestego. Bawiliśmy się piłką, graliśmy w gumę, w klasy, jeździliśmy na rowerach. Normalka. Trumny były tak naturalnym elementem naszego podwórka, że kiedy po jakiś 16 latach z niego zniknęły - w sumie nawet tego nie zauważyłam, że już ich nie ma. Potem niektórzy rówieśnicy wspominali, że mieszkałam tam , gdzie robili trumny. A ja się jakby dziwiłam, nooo taaak, bo kiedy były przez 16 z moich lat potem już nawet nie zwracałam na nie uwagi, a kiedy zniknęły też nie zanotowałam nawet dokładnie kiedy. Nigdy nie zawracałam sobie głowy tym, że inne dzieci na podwórkach nie mają trumien. Było to oczywiste, jak to, że my mamy.


Na Haloween upiekę babeczki - trumienki. Niektórzy mówią że to okropne, te babeczki znaczy się, że straszne. No nie wiem, zwykłe, czekoladowe. Mimo tego, że nie uznaję Haloween za "moje" święto, i wiem, że jest całkowicie oderwane od naszej tradycji i kultury, to może wspomnienia z mojego podwórka choć w części tłumaczą moją słabość do haloweenowych artefaktów, klimatów i makabry?


 A jak tam (i kiedy) było na Waszych podwórkach?


4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie się czytało, dla niektórych zupełnie coś innego :D Ja się bawiłam smołą na przełomie lat 60/70 ;) Sąsiadki córka kiedyś dostała przy mnie lanie od jej ojca, bo se biedak nie umiał poradzić z jej zmyciem :D Z nieboszczykami miałam do czynienia później, na zajęciach z patomorfologii oglądałam też od wewnątrz brrr, to był dopiero odór! Przed pierwszymi zajęciami nawet zjadłam śniadanie w szatni, koleżanki patrzyły na mnie jak na zboczoną jak ja nieświadomie sobie tak z apetytem pochłaniałam kanapkę :D Nie było później miło o nie! Naoglądałam się ich leżących w poczekalni do sekcji. Obiecałam sobie później, że z rodziny nikogo nie pozwolę tak pokroić. Niestety, nie zawsze to możliwe. Co za historie! Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli ktoś się smola tu bawił,jakies ok. 15 lat przed nami :) Patomorfologia to musi być hardkor, no ale ma się wtedy więcej lat i samemu się na to decyduje... Co do sekcji cóż, czasem nie ma się nic do gadania w tej kwestii. Nie sądzę też, by to przeszkadzało krojonym..

      Usuń
  2. Zaskakujące miałaś dzieciństwo. Ale tak jak mówisz, najważniejsze że dla Ciebie to było normalnością.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z perspektywy czasu i mi się teraz tak wydaje :) Wymyslic sobie tego bym nie była nawet w stanie :) Ale dzieciństwo wg mnie jest po prostu dziwne i tyle. Nie tęsknię za nim.

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do pozostawiania komentarzy i z góry za nie dziękuję :)
Zaglądam na blogi moich Komentatorów, i najczęściej również je obserwuję.
Komentarze zawierające link nie będą publikowane, potrafię Was znaleźć! :)

Copyright © 2014 Wszystkie moje bziki , Blogger