- siedzeniu w domu,
- wycieraniu nosa (aż go sobie obtarłam),
- kaszlaniu jak potępieniec,
- niecierpliwieniu się, że dobiegające końca leczenie antybiotykiem nie daje tak szybkich rezultatów, jakbym chciała,
- czytaniu dwóch książek dawnego Kominka, a obecnie Jasona Hunta (na pewno o tym jeszcze napiszę),
no i właśnie:
- na blogu.A dokładnie na:
- porządkach na blogu.
Zrobiłam porządek w etykietach: przy niektórych sama się zastanawiałam, co u diabła autor (autorka właściwie, naczy się ja) miał na myśli je nadając, nie było w nich konsekwencji, ładu i składu, większość postów miała za dużo etykiet, rozrastających się swobodnie i samowolnie (zupełnie jak dom w horrorze "Czerwona Róża" na podstawie powieści Kinga!!!) przez prawie 6 lat blogowania, tak jakbym ja nie miała na to wpływu... A nazwy etykiet: od Annasza do Kajfasza, mydło i powidło..! To dlatego tak długo nie zabierałam się za uporządkowanie tej sprawy - obserwując tylko bezradnie jak etykiety pączkują niczym bazie na Wielkanoc - gdyż perspektywa czasu i znoju, jaki będą mnie kosztowały te porządki i ogarnięcie etykiet ponad 1200 wpisów napawała mnie czystą zgrozą.
A teraz siadłam... siadłam drugi raz... piąty... kolejny... eeee...i... zrobiłam to. Znalazłam w sobie motywację do tej mrówczej pracy (prawda jest taka, że plecy to i tak nic przy tym, jak teraz boli mnie prawy bark). Pod względem etykiet dopieściłam każdy z ponad 1000 moich wpisów - po ukończonej pracy czułam się, jakbym kopała rowy, co tam rowy, jakbym w pojedynkę przekopała Kanał Sueski! Mam nadzieję, że ta dobrze wykonana robota nie będzie również nikomu niepotrzebną robotą, i to ułatwi Wam znalezienie u mnie tego i owego i w ogóle orientację, co możecie tu znaleźć. Przecież ja doskonale orientuję się w tematyce mojego bloga i moich wpisach, toteż to wszystko dla Was, moja mrówcza praca, Moi Drodzy, i nie miejcie wyrzutów sumienia, że przez to chyba dostałam rwy brakowej :) Mówiąc szczerze to przez to, że nie zrobiłam tego wcześniej, i tyle.
Tak więc usystematyzowałam etykiety, zunifikowałam system ich nadawania - właściwie wypracowałam ten system, i teraz przy nadawaniu etykiet nowym wpisom trzy razy się zastanowię, jakie powinny one być. Co tam trzy - pięć! (patrz: ból barku. Może jednak osiem...).
Myślałam, że więcej etykiet ubędzie, niż ubyło, ale przy ponad 1200 wpisów z różnych tematyk wg mnie niemożliwe by było ich mniej, niż teraz mam. Wszystkie są już funkcjonalne, a nie sztuka dla sztuki, sobie a muzom.
Kilka etykiet zmieniłam, kilka też dodałam, by łatwiej mi było usystematyzować również i wpisy.
Przy okazji ogarniania właściwie każdego z istniejących na blogu wpisów skasowałam ich ok. 150 - były to niektóre wpisy z początków blogowania, obejmujące lata 2012-2014, kilka z 2015, absolutnie nic dziś nie wnoszące do treści bloga, pod tytułem zakupy z 2012 czy 2013 r.
Postów było ponad 1200, a więc te skasowane to niewielki ich odsetek.
Postów było ponad 1200, a więc te skasowane to niewielki ich odsetek.
Usystematyzowanie etykiet, a tym samym postów pozwoliło mi wyciągnąć na pasek ich tematykę
rzut oka na tenże pozwoli się zorientować jakich treści można spodziewać się na blogu, no i gdzie ich szukać. Ze stron macie już dostęp tylko do wpisów o wybranej tematyce.
Na dzień dzisiejszy jedne z tych kategorii mają już naprawdę dużo wpisów, inne kategorie są na etapie rozkręcania się, ale to właśnie one wszystkie obrazują kierunek, w którym podąża mój blog.
Jestem pod wrażeniem takich porządków :) Czekam wrażenia po przeczytaniu książek.
OdpowiedzUsuńna pewno się doczekasz :)
Usuńoj tak :)
OdpowiedzUsuń