z ciekawością sięgnęłam po próbkę Eveline
Wymyśliłam sobie, że zrobię to, czego oczekuję od recenzji tych przeróżnych "BB-wynalazków", to jest porównam ten specyfik do któregoś kremu koreańskego w tym wypadku do chyba jednego z najbardziej popularnych - Skin79 BB Super Plus ("różowego")
Najkrótsze ale równocześnie najbardziej trafne i wyczerpujące tą kwestię porównanie kosmetyków ze zdjęcia powyżej sprowadza się do czterech słów: NIE MA CZEGO PORÓWNYWAĆ.
Oto obietnice producenta (skądinąd całkiem lubię Eveline):
A teraz szczegóły z uwzględnieniem obiecanych 6 efektów:
-mam jasną cerę, a w tym sezonie jak na mnie naprawdę opaloną. Krem przeznaczony do cery jasnej był dla mnie za ciemny i za żółty,
- nie dostosował się do koloru mojej skóry, jak to robią kremy BB,
- konsystencja nie gęsta, nie rzadka, ale po użyciu na twarzy nie było widać niczego - poza zażółceniem- nie ma mowy o efekcie osiąganym przez azjatyckie kremy BB,
-filtr 15 to niski filtr, azjatyckie kremy mają co najmniej filtr 30 i więcej,
-żadnego rozświetlenia, żadnego krycia (drobnych!) zaczerwienień, żadnego wyrównania kolorytu ( chyba że do żółci :(
-jest to tak jakby lekki podkład koloryzujący (w tym wypadku zażółcający, gdybym użyła go zimą, kiedy jestem bledsza niż teraz, to musiałabym go zmyć przed pokazaniem się ludziom),
-wygładzenia nie zauważyłam, jak i nawilżenia- na to krem ma zbyt ubogą"treść",
- za to robi smugi jak się rozprowadza, a tak w ogóle to się warzy
GROZA.
Ja rozumiem, że jest piekielnie gorąco, a on był w tej saszetce próbki, ale w taką samą pogodę używałam takich saszetek kremów azjatyckich (http://umalujsie.blogspot.com/2012/07/testowanie-kremow-bb-efekty.html ) i żaden z tych kremów nie był zwarzony, rozwarstwiony, wszystkie miały jednolitą konsystencję!
Używanie tego kremu nie jest w ogóle przyjemnością, o ile za pierwszym razem byłam powodowana ciekawością, o tyle drugi raz był z mojej strony poświęceniem się na rzecz eksperymentu - dla Was, Moi Drodzy Czytelnicy :)
A obiecywany efekt BABY FACE ma chyba tyle wspólnego ze swoją nazwą że małe dzieci się nie malują, i nie widać by używały jakiegokolwiek kosmetyku kolorowego (no i czasami mają żółtaczkę, a ja też byłam po nim żółta :( Nie jest to żaden efekt BABY FACE a EFEKT NIC (nie licząc- na minus- żółci)
Krem BB Eveline, marki którą ogólnie lubię, potwierdza moje podejrzenie, że moda na nieazjatyckie kremy BB to moda na podszywanie się pod kremy BB zwykłych nawilżających- tonujących kremów nie mających nic wspólnego z azjatyckimi oryginałami po których mają tylko BB-skrót :(
Nie polecam absolutnie jako kremu BB, a jeśli ktoś chce spróbować, i nawet mu ten kosmetyk pasuje - jako chyba tylko lekki podkład, którym tylko w istocie jest (a czemu mają nie znaleźć się i tacy) to niech wie, że nie ma on nic wspólnego z azjatyckimi kremami BB.
oj, szkoda, że tak nieciekawie się prezentuje :(
OdpowiedzUsuńa mi się on marzył, już dziś miałam go w koszyku i odłozyłam :(
OdpowiedzUsuńi tu nie do przecenienia są próbki, których moim zdaniem jest wciąż za mało, chyba panie sprzedawczynie je przechwycają lub dają tylko wybranym klientom :( mnie też najbardziej z tych wszystkich "BB-wynalazków" kusił i ciekawił właśnie produkt Eveline i cieszę się, że wypróbowałam próbkę, a nie kupiłam opakowania, co prawda 13 zł to nie jest jakaś wielka kwota, ale szkoda i jej jeśli coś jest nietrafione.
OdpowiedzUsuńDlatego nie kupuję tych całych cudów pod nazwą BB... Szkoda kasy.
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę, że szkoda kasy na te "cuda". Natomiast podobają mi się i wypróbowuję kolejne "zwykłe" azjatyckie kremy BB. Ale to są dwa różne rodzaje kosmetyków!
UsuńOj kurcze, wygląda na to, że saszetka z kremem nie była prawidłowo przechowywana - mój krem (mam "normalną" wersje w tubce) na pewno tak nie wygląda. Co do porównania z kremami azjatyckimi to moim zdaniem mija się to trochę z celem - ciężko jest porównywać Mercedesa z Oplem. Jeśli już porównywać, to z produktami z podobnej kategorii (np. Garnierem czy Maybelline), a z własnego doświadczenia wiem, że na tym tle krem Eveline wypada naprawde dobrze. Nie każdego stać przecież na Mercedesa...
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o porównywanie tych kosmetyków i kremów azjatyckich - zgodziłabym się w pełni, że to bezcelowe GDYBY nie to, że ktoś je TAK SAMO NAZWAŁ - a to na pewno było celowe, celowy zabieg marketingowy. Więc moja chęć takiego porównania wypływa właśnie z tego faktu i jest całkowicie zrozumiała, skoro producent wyraźnie nam mówi, że mamy do czynienia z kremem BB. Żaden sprzedawca nie wmówi kupującemu, że to Mercedes, jeśli sprzedaje Opla, nie będzie nawet próbował. A w tym wypadku właśnie to się dzieje. Uważam, że to nie fair w stosunku do klientek, mylące a nawet kłamliwe, utrzymywać, że te wszystkie produkty- Garniera, Maybelline itp. - to kremy BB.Mogą być dobre czy złe, komuś pasować bądź nie- ale nie powinny się stroić w cudze piórka azjatyckich kosmetyków. Klienta może być nie stać na azjatyckie oryginały, mogą mu w zupełności wystarczać te w gruncie rzeczy podróbkowe (przez swoją nazwę) propozycje, może nie być ciekaw oryginalnych kremów BB itp. itd. - ale ma prawo wiedzieć, co kupuje, czego używa i że NIE SĄ to kremy BB.
Usuń