Obrzuciłam się błotem :)
"Błoto" to nazwa tej maseczki, deklaratywna, albowiem nie ma ona nic wspólnego z żadnym błotem.
Konsystencja - kremowa (zwykła maseczka).
Kolor - zgniłozielony.
Zapach - neutralny, w miarę przyjemny.
Widać, iż maseczka jest całkiem sztucznym tworem, który jak dla mnie z błotem nie ma nic wspólnego.
Gramatura: nie wystarcza na posmarowanie wg instrukcji - grubą warstwą - i twarzy, i szyi, i dekoltu.
Efekty:
Już w pierwszej minucie po nałożeniu - SZCZYPIE.
Przez 20 min trzymania jej na twarzy obiecywałam sobie, że więcej jej nie kupię, bo po co stosować coś, co sprawia dyskomfort (aczkolwiek jest to szczypanie do wytrzymania, a skóra nie zaczerwieniła się).
Jednak po zmyciu maseczki - zaobserwowałam efekt napinający. (Czyli pewnie tak szczypało mnie to "napinanie" i "pojędrnianie"). Może nie ma co mi za bardzo jeszcze opadać ale mam okrągłą twarz, bardzo łagodne rysy, ile bym nie ważyła skłonność do drugiego podbródka, i wydaje mi się, że po zastosowaniu tej maseczki moje rysy stały się nieco bardziej "wyraźne."
(Tak w ogóle takie twarze ponoć starzeją się szybciej, niż twarze o wyraźnych, kanciastych rysach :( Mi jako przykład takiej przychodzi do głowy Andy MacDowell z tą swoją wyraźną szczęką).
Wobec zaobserwowanego efektu - myślę, że jeszcze wrócę do tej maseczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do pozostawiania komentarzy i z góry za nie dziękuję :)
Zaglądam na blogi moich Komentatorów, i najczęściej również je obserwuję.
Komentarze zawierające link nie będą publikowane, potrafię Was znaleźć! :)