2025
Sanatorium: dzień 23. Po imprezie pożegnalnej.
Wczoraj odbyła się, zorganizowana przez pensjonariuszy, imprezka. Ponoć kierowniczka obiektu powiedziała, że byliśmy jedyną taką grupą, która tak się zorganizowała. Organizatorką była pani występująca na co dzień w pełnym makijażu łącznie ze szminką, odziana w dżety od stóp do głów, posiadająca takowe błyszczące kurtki i buty, w ilości nieobliczalnej (może popełnię jeszcze wpis o sanatoryjnej modzie - no ja znajdowałam się na jej daaaalekich peryferiach). Pani jeśli chodzi o mnie nie była miła, i w ogóle mnie ignorowała, nie to co panów, no ale jako organizatorka i przewodnicząca klasy się sprawdziła. Ciekawe, jaki zawód reprezentuje, jak kiedyś miałam podobną przewodniczącą klasy (ale sympatyczniejszą jak dla mnie) to ona potem została rzecznikiem prasowym Hotelu Hilton.
Za 50 zł od łebka mieliśmy wjazd na imprezę zamkniętą (opaski na rękę), kawke, herbatkę, ciasto, jedno małe piwo, kiełbasę i kaszankę oraz muzykanta, obsługę grilla, i wiadomo, baru. Reszta w zakresie własnym, bar działał.
Było nas na tej imprezie 41 osób, na chyba 67 osób całego turnusu. Jeden stolik, ten najbardziej (pseudo) zgrany, w ilości 8 osób cały wybył sam świętować na miasto. Z naszego 8-osobowego stolika nie było tylko jednego faceta.
Rozwiązała się zagadka zawodu sąsiada mojego męża zza tegoż stołu, poznaliśmy też jeszcze jednego faceta zawodu powiedzmy pokrewnego tamtemu.
Ogólnie wczorajszy dzień pełen był questów do oznaczenia na karcie zabiegowej, łącznie z ostatnią prelekcją i wizytą u lekarza.

Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze zawierające link nie będą publikowane.