Albert J. Bernstein, Emocjonalne wampiry, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2016.
Postanowiłam rozszerzyć tematyką podejmowaną na moim blogu o obszar, którym się interesuję, a który do tej pory nie znajdował żadnego odbicia tutaj.
Dla postów tego rodzaju wybrałam etykietę czynnik ludzki, która wyraża właśnie to, o czym chcę w nich mówić.
Z psychologią ( jak i z kosmetyczno-urodowymi) zagadnieniami mam do czynienia blisko i w praktyce bo: żyję.
Zawsze mogę jednak zacytować wyjątek z życiorysu sprzątaczki z warszawskiego żłobka lat 70-tych, którego akta osobowe archiwizował kiedyś mój kolega, i ujrzał w owym życiorysie : "Ukończyłam twardą szkołę życia."
Ewentualnie mogę wspomóc się cytatem z Edmunda Czarnej Żmii: "(...) wychował mnie uniwersytet życia. Mam dyplom ze Szkoły Obrywania po Łbie i trzy odznaki z Przedszkola Skopanego Pupska."
Usiądźcie sobie wygodnie i czytajcie, bowiem nie mogłam podzielić tego postu na dwa krótsze, gdyż wtedy straciłby swój sens.
Dwa słowa o samej książce nastąpią później. Tymczasem moje trzy grosze w temacie i w nawiązaniu do tejże ciekawej, a i zabawnej - mimo tematyki - lektury.
Kojarzycie tych ludzi, którzy wkurzają nas , może nawet samym swoim istnieniem, są w naszym odbiorze antypatyczni i odpychający? Ludzi, w kontekście których często powtarzamy słowa "niedobrze mi jak na niego patrzę", i wiele innych, mniej delikatnych? Ludzi, o których wiemy, że ich nie lubimy, nie znosimy i nam szkodzą?
Wampiry w ogólnej świadomości egzystują jako istoty szalenie niebezpieczne, ale atrakcyjne i pociągające, zakamuflowane i właśnie w tym tkwi problem, że najczęściej i długo (oby w ogóle kiedyś!) nawet nie umiemy ich rozpoznać w naszym otoczeniu. Może tylko zastanawiamy się, wg jakiej to zasady zawsze po spotkaniu z X. czujemy się gorzej/ wyprani z sił/ spada nam: samopoczucie/ samoocena/ libido/ chęć do życia/cokolwiek wcześniej wymienione lub jeszcze co innego? I jak to się np. dzieje, że niektórzy wysoce aspołeczni ludzie są przecież towarzyscy i to nie są wcale jakieś odludki?
W książce wiele się mówi o awanturach (w różnych celach i z powodu różnych motywacji) wywoływanych przez wampiry emocjonalne, ja jednak największe niebezpieczeństwo widzę w cichych, na pozór i na początku znajomości miłych, uprzejmych, sympatycznych ludziach, którzy z upływem czasu... nadal tacy się wydają, i nikomu - łącznie z nami - nie przychodzi do głowy nazywanie ich tyranami/szantażystami/manipulatorami, a jednak bez wrzasków, krzyków, otwartych konfliktów i spięć stopniowo zabierają nam energię (przynajmniej tę pozytywną). Nie na darmo mówi się przecież o pozornie miłych a w istocie wrednych (OK, wiem, że to niezbyt naukowe pojęcie) osobach, iż to ludzie co "krew wypiją, a dziury nie zostawią." Wampiry emocjonalne, które wg mnie są najbardziej niebezpieczne to właśnie ci sympatyczni, spokojni, zabawni, uprzejmi, uczynni, kulturalni, pracowici, może i nieśmiali i delikatni ludzie, może bliscy, którzy się o nas troszczą, może znajomi którzy nas wspierają (a do tej listy należy dodać na końcu a przynajmniej tak nam się wydaje) i może dlatego dziwimy się, iż to oni mogą objadać nas z sił życiowych, albo dziwimy się, gdy ktoś, kto jest/był w bliskim związku z wampirem emocjonalnym twierdzi, że to wcale nie anioł dobroci, jaki jawi się ludziom [bardziej] obcym.
.
Oczywiście nazwa "wampiry emocjonalne" jest umowna, za to skutki, jakie z ich powodu jest odczuwany - już całkiem dosłowne: od lekkiego dyskomfortu przez obniżony nastrój i poczucie własnej wartości, złamane serce, poczucie, iż dostajemy obłędu aż po bardzo wymierne straty związane z pieniędzmi i sprawami czysto materialnymi.
Tak jak już zostało to tu powiedziane (i chyba nie jeden raz) wampir emocjonalny nie ma kłów i paszczy, częściej niż krzyczący despota będzie to jednak ktoś, kogo wcale nie uznajemy za antypatycznego a tym bardziej niebezpiecznego. To np. ci ludzie, którzy zasadniczo nie mówią nam rzeczy przykrych i nas nie krytykują, ale... zawsze mają jakieś "ale". Są uczynni i nawet być może zrobili nam jakąś przysługę- o czym już nigdy nie pozwolą nam zapomnieć. Niech Bóg ma nas w opiece, jeśli to męczennicy, którzy dla nas się poświęcili, o co nie mają pretensji, i nie wypominają nam tego, ale...
Ludzie ci jakby od niechcenia psują smak beczki miodu (naszego) łyżką dziegciu (od siebie). Takie tam rzeczy, które zebrane do kupy nagle stają się całą masą przygniatających nas, negatywnych spraw. Chorowici, delikatni ludzie, którzy przeżyją wszystkich zdrowych jak koń, których wykończyli swoimi dolegliwościami.
To ci, którzy mamią nas obietnicami i perspektywami. Skupiają się raczej na robieniu wrażenia niż robieniu [czegokolwiek]. To ci, których przekaz jest niespójny tzn. mówią jedno robią drugie, nie potwierdzają słów i przekonań czynami. Tymczasem może nie ma w ogóle czegoś takiego jak niespójny przekaz, i do nas należy czy zawierzymy tylko słowom czy akcjom. Czarujący ludzie - do tego stopnia, aż zapominamy na czym w istocie polegają czary magików - na odwracaniu uwagi publiczności od tego, co robią naprawdę. Wiecznie niezdecydowani, wahający się, zmieniający zdanie. Zastanawiając się co mają na myśli ("co autor miał na myśli"), które z ich działań są prawdziwe, a które pozorowane, i co to wszystko znaczy - rzeczywiście można mieć wrażenie, iż dostajemy obłędu. Jest cała masa sposobów na to, by wyczerpywać bliźnich...
Przemoc fizyczna, nawet jeśli ukrywana przed osobami trzecimi jest choć wyraźnie widoczna dla samej ofiary. Z przemocą psychiczną sprawa jest bardziej skomplikowana. Ktoś może wykańczać nas latami, subtelnie, nigdy nie wykańczając ostatecznie- w przeciwnym razie straciłby - jak pasożyt - żywiciela.
Wiecie: niby nic złego się nie dzieje, niby dobry człowiek, a my w końcu czujemy się jak wyżmięta ścierka, i mamy mgliste pojęcie o tym, że jest to związane właśnie z owym człowiekiem. "Żartowałem/-am", "Źle mnie zrozumiałaś", "Ale to nie tak." Tak sytuacja. Takie życie. Nic takiego nie powiedziałem/-am. Przecież nie obiecywałam.
Wiecie, ktoś wtyka nam szpile i mówi, że to akupunktura.
To dla naszego dobra.
I tu od razu przypomina mi się:
Wszyscy chcą twojego dobra.
Nie pozwól go sobie odebrać.
S.J.Lec
No i co my na to. No i często my sami pokrętnymi wytłumaczeniami i intelektualnymi hołubcami łatamy sobie widoczne braki w tych wyjaśnieniach (jeśli ktoś w ogóle łaskawie nam coś wyjaśnia i się tłumaczy). Tym łagodzimy dysonans poznawczy między tym co może i wiemy, a tym, co się nam mówi i co chcemy usłyszeć. Nam zależy na ich wytłumaczeniu i usprawiedliwieniu bardziej niż im samym. W końcu czy my jesteśmy głupi by dać się w sposób tak oczywisty komuś kiwać?! Niestety, ludzie, którzy mówią nam to co chcemy słyszeć mają nad nami większa władzę niż ci, którzy mówią nam prawdę... A wampiry emocjonalne - jakiekolwiek nie byłyby ich własne emocjonalne niedostatki - w jakiś sposób (zapewne nie magiczny) wiedzą, co można nam zaoferować by nas omamić...
Są też między naszym ewentualnym przejrzeniem na oczy znaczne różnice ciężkości, różne rzeczy mamy do stracenia rozpoznając w kimś emocjonalnego wampira: "co mnie napadło, że pojechałam na wakacje z taką koleżanką", 'jak mogłam się jej zwierzyć" czy "wyszłam za niego, żyję z nim 15 lat i mam dwoje dzieci", "to mój własny rodzic/dziecko/wstaw cokolwiek".
Wampiry wypijają z nas życie na wiele sposobów:
zabierają nam energię, motywację, radość gdy jesteśmy pod ich wpływem
zaś kiedy (oby) sami zdamy sobie sprawę, z tego że nam szkodzą, lub też
oni kopną nas w tyłek możemy zacząć trenować dyscyplinę sportową pod tytułem plucie sobie w brodę
za własną głupotę. Żal, wstyd, poczucie winy, ośmieszenia - i byle nic
gorszego - tak często kończy się znajomość z wampirem emocjonalnym.
Tak jak już zostało to tu powiedziane (i chyba nie jeden raz) wampir emocjonalny nie ma kłów i paszczy, częściej niż krzyczący despota będzie to jednak ktoś, kogo wcale nie uznajemy za antypatycznego a tym bardziej niebezpiecznego. To np. ci ludzie, którzy zasadniczo nie mówią nam rzeczy przykrych i nas nie krytykują, ale... zawsze mają jakieś "ale". Są uczynni i nawet być może zrobili nam jakąś przysługę- o czym już nigdy nie pozwolą nam zapomnieć. Niech Bóg ma nas w opiece, jeśli to męczennicy, którzy dla nas się poświęcili, o co nie mają pretensji, i nie wypominają nam tego, ale...
Ludzie ci jakby od niechcenia psują smak beczki miodu (naszego) łyżką dziegciu (od siebie). Takie tam rzeczy, które zebrane do kupy nagle stają się całą masą przygniatających nas, negatywnych spraw. Chorowici, delikatni ludzie, którzy przeżyją wszystkich zdrowych jak koń, których wykończyli swoimi dolegliwościami.
To ci, którzy mamią nas obietnicami i perspektywami. Skupiają się raczej na robieniu wrażenia niż robieniu [czegokolwiek]. To ci, których przekaz jest niespójny tzn. mówią jedno robią drugie, nie potwierdzają słów i przekonań czynami. Tymczasem może nie ma w ogóle czegoś takiego jak niespójny przekaz, i do nas należy czy zawierzymy tylko słowom czy akcjom. Czarujący ludzie - do tego stopnia, aż zapominamy na czym w istocie polegają czary magików - na odwracaniu uwagi publiczności od tego, co robią naprawdę. Wiecznie niezdecydowani, wahający się, zmieniający zdanie. Zastanawiając się co mają na myśli ("co autor miał na myśli"), które z ich działań są prawdziwe, a które pozorowane, i co to wszystko znaczy - rzeczywiście można mieć wrażenie, iż dostajemy obłędu. Jest cała masa sposobów na to, by wyczerpywać bliźnich...
Przemoc fizyczna, nawet jeśli ukrywana przed osobami trzecimi jest choć wyraźnie widoczna dla samej ofiary. Z przemocą psychiczną sprawa jest bardziej skomplikowana. Ktoś może wykańczać nas latami, subtelnie, nigdy nie wykańczając ostatecznie- w przeciwnym razie straciłby - jak pasożyt - żywiciela.
Wiecie: niby nic złego się nie dzieje, niby dobry człowiek, a my w końcu czujemy się jak wyżmięta ścierka, i mamy mgliste pojęcie o tym, że jest to związane właśnie z owym człowiekiem. "Żartowałem/-am", "Źle mnie zrozumiałaś", "Ale to nie tak." Tak sytuacja. Takie życie. Nic takiego nie powiedziałem/-am. Przecież nie obiecywałam.
Wiecie, ktoś wtyka nam szpile i mówi, że to akupunktura.
To dla naszego dobra.
I tu od razu przypomina mi się:
Wszyscy chcą twojego dobra.
Nie pozwól go sobie odebrać.
S.J.Lec
No i co my na to. No i często my sami pokrętnymi wytłumaczeniami i intelektualnymi hołubcami łatamy sobie widoczne braki w tych wyjaśnieniach (jeśli ktoś w ogóle łaskawie nam coś wyjaśnia i się tłumaczy). Tym łagodzimy dysonans poznawczy między tym co może i wiemy, a tym, co się nam mówi i co chcemy usłyszeć. Nam zależy na ich wytłumaczeniu i usprawiedliwieniu bardziej niż im samym. W końcu czy my jesteśmy głupi by dać się w sposób tak oczywisty komuś kiwać?! Niestety, ludzie, którzy mówią nam to co chcemy słyszeć mają nad nami większa władzę niż ci, którzy mówią nam prawdę... A wampiry emocjonalne - jakiekolwiek nie byłyby ich własne emocjonalne niedostatki - w jakiś sposób (zapewne nie magiczny) wiedzą, co można nam zaoferować by nas omamić...
Są też między naszym ewentualnym przejrzeniem na oczy znaczne różnice ciężkości, różne rzeczy mamy do stracenia rozpoznając w kimś emocjonalnego wampira: "co mnie napadło, że pojechałam na wakacje z taką koleżanką", 'jak mogłam się jej zwierzyć" czy "wyszłam za niego, żyję z nim 15 lat i mam dwoje dzieci", "to mój własny rodzic/dziecko/wstaw cokolwiek".
Nie sposób podejmować tej kwestii, bez pytania, które ciśnie się w takiej sytuacji zawsze na usta. Najpierw obserwatorom, nieomamionym wampirycznym wdziękiem "Jak u diabła X./Y. może robić z siebie takiego głupka?" , "Co w niej/nim widzi?" a potem często i samym zainteresowanym "Jak to się stało, że byłem/-am taki/-a głupi/-a?"
Jak osoba z choćby przeciętnie rozwiniętym intelektem, całkiem sprawna na umyśle, będąc przy zdrowych zmysłach ( nie mówiąc już nawet o osobach wyjątkowo zdolnych, inteligentnych itp. ) może nagle dać się zaczarować, zahipnotyzować, omamić wampirowi? A przecież - choć ostatnie słowa opisujące to, co robią z innymi wampiry emocjonalne zaczerpnięte są z obszarów magii czy parapsychologii - nie jest to żadna magia, a mechanizmy psychologiczne, które działają - po obu stronach.
Czosnek tu nie pomoże, ani osikowy kołek, najbardziej chyba pomoże
znajomość i świadomość... również siebie samego. A może przede wszystkim. "Wszystko, co nie podoba się nam u innych, może pomóc w lepszym poznaniu samych siebie" jak powiedział Jung. No, ale w przypadku znajomości z wampirem emocjonalnym najpierw musimy w ogóle odkryć, że coś się nam nie podoba/ szkodzi nam. Jak się bowiem bronić przed czymś, co nie uznajemy za zagrożenie??? Wszyscy
czasem ulegamy złudnym urokom i hipnozie wampirów, niektórzy zaś mają ku
temu większe predyspozycje , niż inni. Jeśli zdamy sobie sprawę jakie są
nasze potrzeby, co pociąga nas w wampirach. i co wampiry nam
dostarczają (czy raczej na co liczymy,że nam dostarczą, co nam obiecują) , być może ich urok pryśnie. "To, czego nie jesteśmy świadomi, staje się naszym fatum” (znowu Jung), a przecież wyczerpujące psychicznie i krzywdzące relacje z wampirami emocjonalnymi nie muszą być niczyim fatum! ...W uświadomieniu sobie naszych ewentualnych skłonności do wampirów emocjonalnych, tudzież innych okoliczności, które nam szkodzą, może być nasze ocalenie...
Wampiry emocjonalne - jak dzieci czyli osobniki niedojrzałe - nie wezmą na siebie odpowiedzialności za swoje czyny, sytuację, w której się znajdują i za stworzone okoliczności. Swoje prawdziwe bądź wyimaginowane przykrości, trudności, choroby. Zwalą to na nas. Dlatego w naszym wypadku nie od rzeczy będzie świadomie i z premedytacją wziąć na siebie odpowiedzialność za nasze własne czyny, decyzje, wybory. Życie.
Na zdrowy rozum nikt z zasady nie powinien gnać ku własnej zgubie/szkodzie/krzywdzie niby ćma do ognia, a jednak .... Widocznie zdrowy rozum nie wystarczy do wyjaśnienia wszystkiego... "I kto by nie uwierzył, niech pan sam powie? Na zdrowy rozum może nie. Tylko że zdrowy rozum przegrywa z życiem [...] Na zdrowy rozum każdej miłości trzeba by się strzec, bo nie wiadomo, gdzie człowieka zaprowadzi. Na zdrowy rozum siebie samego trzeba by się strzec. Nie człowiek ustanawia sobie zdrowy rozum. A w ogóle co to jest zdrowy rozum, niech pan mi powie? To ja panu powiem, o zdrowym rozumie nie dałoby się przeżyć życia. Zdrowy rozum owszem... Ale to się tylko tak mówi, gdy nie wiadomo, co powiedzieć." (W. Myśliwski, Traktat o łuskaniu fasoli" <klik>)
Wampiry emocjonalne - jak dzieci czyli osobniki niedojrzałe - nie wezmą na siebie odpowiedzialności za swoje czyny, sytuację, w której się znajdują i za stworzone okoliczności. Swoje prawdziwe bądź wyimaginowane przykrości, trudności, choroby. Zwalą to na nas. Dlatego w naszym wypadku nie od rzeczy będzie świadomie i z premedytacją wziąć na siebie odpowiedzialność za nasze własne czyny, decyzje, wybory. Życie.
Na zdrowy rozum nikt z zasady nie powinien gnać ku własnej zgubie/szkodzie/krzywdzie niby ćma do ognia, a jednak .... Widocznie zdrowy rozum nie wystarczy do wyjaśnienia wszystkiego... "I kto by nie uwierzył, niech pan sam powie? Na zdrowy rozum może nie. Tylko że zdrowy rozum przegrywa z życiem [...] Na zdrowy rozum każdej miłości trzeba by się strzec, bo nie wiadomo, gdzie człowieka zaprowadzi. Na zdrowy rozum siebie samego trzeba by się strzec. Nie człowiek ustanawia sobie zdrowy rozum. A w ogóle co to jest zdrowy rozum, niech pan mi powie? To ja panu powiem, o zdrowym rozumie nie dałoby się przeżyć życia. Zdrowy rozum owszem... Ale to się tylko tak mówi, gdy nie wiadomo, co powiedzieć." (W. Myśliwski, Traktat o łuskaniu fasoli" <klik>)
Choć wampiry to ludzie niedojrzali emocjonalnie wszyscy inni (a także może czasem i one same) mają wybór i mogą zdecydować się na dojrzałość i świadomość. Pewnie najczęściej oznacza to jednak - jeśli jest możliwe- odejście i ratowanie samego siebie, bowiem jedyną osobą, która może nas ocalić jesteśmy my sami, a ocalić wampiry emocjonalne - oni sami. Ważne by nie dać się zwariować, nie dać się odizolować, od tego, co jest naszym wsparciem, nie poświęcać się dla ludzi w zamian za co najwyżej puste słowa i mgliste obietnice i insynuacje. W gruncie rzeczy " Człowiek władzy ginie od władzy, człowiek pieniędzy od pieniędzy, poddany od służenia, rozpustnik od rozpusty (...)" (H. Hesse, Wilk stepowy). Nie pozwólmy byśmy to my byli ludźmi którzy zginą od cudzego wampiryzmu emocjonalnego.
Przeczytajcie tę książkę dla dobra - własnego, bo jeśli myślicie, że z powodu Waszych gadek, wysiłków, poświęcenia, tłumaczenia, wypruwania sobie żył (opcjonalnie: flaków), oraz tego,że Wam jest źle wampir się zmieni to: powodzenia, weźcie ze sobą kijek i idźcie zawracać nim Wisłę. Wampiry nie mają odbicia w lustrze. Nie widzą siebie, nie mają w siebie wglądu. Nie chcą mieć. Marne więc szanse, że czytelnicy wśród opisanych typów rozpoznają... samych siebie. Oczywiście - przynajmniej w pewnych przypadkach- zmiana jest możliwa, ale autor (i zgadzam się z nim) raczej nie podchodzi do tego z optymizmem, mimo rozdziałów o terapii i autoterapii. Nikt nie zmienia się prawdziwie jeśli sam nie poczuje takiej potrzeby, a potrzeba zmiany pojawia się wtedy, gdy stan obecny sprawia już wielki i nie do wytrzymania dyskomfort. Po co się zmieniać tym czarującym istotom, które - sposobami co prawda raniącymi dla innych i dalekimi od tego, co w powszechnym pojęciu uważa się za uczciwe i proste- dostają to co chcą? A przynajmniej wygodnie im tak, jak jest i im się to kalkuluje bardziej niż zmiana i świadomość?
Optymistyczne jest to, że zawsze mamy wybór, inna sprawa (choć na zdrowy rozum tez powinna być optymistyczna) że często w bliskich związkach i znajomościach ten w perspektywie zdrowy dla nas wybór oznacza, że możemy (tylko lub aż): mimo naszych najlepszych chęci, naszej woli, naszej potrzeby zmiany na naszym zdaniem lepsze, i co tam mamy jakie zasoby (zdaje się czasem że niewyczerpalne- niestety dla nas) czego względem wampira: spier_alać.
Zapomnieć o wielkich, pięknych marzeniach o zmianie wampira, o jego obietnicach, i skromnie: minimalizować [dalsze nasze] straty i ratować co się da- czyli nas samych. W sensie mniej lub bardziej dosłownym.
Być może to, co piszę wyda Wam się histeryczne i przesadzone - ale jeśli tak, no to nie życzę Wam przekonania się w praktyce, że nie ma tu żadnej przesady i demonizowania...
Tyle ode mnie.
Książkę polecam i oczywiście nie będę tu jej streszczała, ale zapodam Wam spis treści, by dać jakieś pojęcie o jej zawartości.
Autor dzieli wampiry emocjonalne na różne rodzaje, klasyfikuje je i opisuje same wampiry, sposoby ich działania i metody obrony przed nimi: coś jakby instrukcja obsługi wampira (tyle tylko, że spróbuj trzymać się jakiejkolwiek instrukcji obsługi czegokolwiek - a już tym bardziej czynnika ludzkiego- jak jesteś wkurzony/rozbity/zdołowany/sterroryzowany. Łatwo nie jest) Oczywiście ludzie zazwyczaj są połączeniem, mieszaniną "czystych" wzorców - również tych wampirycznych. Książka jest napisana w sposób przystępny i bardzo dowcipny- nie mogłam się w pewnych momentach nie uśmiechnąć lub nawet nie śmiać, bo chociaż to, co opisuje jest mało śmieszne, to jednak jak prawdziwe, i jak wiernie oddane! Był to śmiech (prawdziwy) przez łzy (w przenośni).
Bardzo ciekawy pis.
OdpowiedzUsuń