ZIAJA przeciwzmarszczkowy krem do twarzy SPF 50+
skóra sucha, dojrzała
Trafił nawet do ULUBIEŃCÓW LIPCA jako tzw. ulubieniec przymusowy, bo
miałam go na urlopie. Używam go co najmniej drugi sezon, i wcześniej nie
miałam do niego zastrzeżeń. Może zmieniła mu się formuła, może mi cera.
Fakt, że podczas używania go była fatalna, a teraz nie jest, o co też mogę podejrzewać jego,
gdyż pod ulubieńcami pisałyście, że Was pozapychał. Biorę więc przykład z Tej, która napisała, że zużywa go teraz na ciało ale... Męczę go, a on mnie,
ale że nie jest wodoodporny to też nie bardzo mam jak go wymęczyć,
smaruję więc nim nawet nogi, których zwykle, ot tak w zwykły dzień w
mieście nie smaruję niczym. Nie mogę też znieść
jego zapachu. A mam dwie otwarte już tubki... Mam wrażenie, że niedługo zacznę smarować
nim chleb, byle go zużyć, i nigdy więcej nie mieć z nim do czynienia...
Kolejny kosmetyk to
Bielenda BODY PERFECTOR CC CREAM 10w1
kiedy był istnym novum reklamowanym w każdej gazecie dla pań przedstawiałam go TUTAJ
Co mogę dodać dziś? Rozczarował mnie, nie ma porównania z rajstopami w sprayu Sally Hansen, chociaż są sporo droższe. Jeśli nim nie zacznę smarować chleba, to nigdy nie zużyję tej 175 ml tuby... Wiem, że teraz są co najmniej dwie nowe ulepszone wersje, ale ja mam do nich już a-wersję i omijam z daleka...
O ile dwa poprzednie kosmetyki są typowo letnie, o tyle następny może nas rozczarować jak rok długi.
Ostatnia kula w płot, i to najcięższa z tej całej trójki to
YOSKINE
KIREI LIFTING 40+
bla bla bla
na noc
Nie kupuję zazwyczaj kosmetyków DAX i już wiem dlaczego.
Serię Yoskine pamiętam jako drogą i reklamowaną kiedyś przez Annę Marię Jopek. Kupiłam ten krem na wiosennej promocji w Rossmannie minus 40% na pielęgnację twarzy. Jego regularna cena to 70 zł i to chyba z groszami, zawsze uważałam, że to stanowczo za drogo. Teraz uważam, że to kpina.
Różowy krem w fantazyjnym słoiczku.
Informacje z kartonika, naszpikowane tzw. mądrymi słowami:
Ten krem to następny za w/w Ziają podejrzany o zapchanie mnie na koniec czerwca. Ma bogatą choć lekką konsystencję, ale nawet jeśli ujędrnił mi skórę, to się nie opłacało biorąc pod uwagę jak się później zapchała... A zapach ma taki, że nim na pewno nie mogę smarować chleba, ba, nie mogę nim smarować nawet dłoni, bo nie mogę ździerżyć tego zapachu. Została mi go ostatnia działka i zaraz jak skończę pisać tego posta posmaruję sobie nią nogi i niech moje oczy więcej go nie widzą, a nos nie czuje.
No właśnie tak to jest z jakimiś nietrafionymi produktami, że potem trzeba je zużyć do czegokolwiek aby tylko zużyć.
OdpowiedzUsuńU mnie takie produkty których nie da się zużyć w jakimś innym celu niż są przeznaczone lądują po prostu w koszu...a skoro one lądują w koszu to i z nimi pieniądze które się zainwestowało w dany produkt. No cóż...życie... tak po prostu bywa.
no właśnie... wiem dobrze, że przez tyle lat nie na takie rzeczy i nie takie pieniądze (jakby to wszystko zsumować) "wyrzuciłam w błoto", a jednak jakoś mi głupio tak wywalać bez zużycia... a przecież mogę to zrobić po kryjomu, nikt się nie dowie.. ;) ale z niektórymi rzeczami nie ma wyjścia, kierunek:kosz. Choć zazwyczaj oddaję, nich służą komuś innemu, bo nie wszystko co u mnie się nie sprawdza dla innych też jest fatalne, no i na odwrót. Ale tej trójeczki to nie dotyczy, filtry trzeba i tak wyrzucić na koniec sezonu, krem Yoskine już skończyłam właśnie, no i kto by chciał całą tubę tego CC Bielendy...
UsuńJuż na którymś z kolei blogu czytam, że ten krem CC z Bielendy się nie sprawdził. Chyba rzeczywiście to niezły bubel :( będę omijała szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuńZnam tylko ten krem Ziai i ja własnie należę do tych które zapchał:(
OdpowiedzUsuńMiałam z Ziai matujący spf 50+ i na twarzy go nie mogłam nosić, zapychał i strasznie się świecił ;)
OdpowiedzUsuńTen krem z ziaji też mnie nie zachwycił.
OdpowiedzUsuń