Podróże kształcą - nawet cudze. Mówię to bez cienia ironii, a jako że ja uprawiam jak na razie tylko turystykę krajową uwielbiam opowieści o podróżach, dalekich miejscach, ludziach no - oczywiście- otwieranie prezentów :) Nie znam wiele osób, które odbywają dalekie (częstsze lub rzadsze) podróże zagraniczne, znam je za to dobrze - bo to moja Koleżanka i moja siostra - przez co mam okazję pooglądać zdjęcia, posłuchać ciekawych historii, dowiedzieć się interesujących rzeczy i - dostać prezenty :) Jest to niezwykle przyjemne - jak to dostawanie prezentów, poza tym rzecz rzeczy nie równa i inaczej patrzysz na coś kupione tu za rogiem, przez Ciebie, a inaczej na coś, co ktoś przytaszczył dla Ciebie - w tych wypadkach przez kilka/-naście tysięcy kilometrów... A zanim przytaszczył, to będąc gdzieś hen za górami za lasami musiał o Tobie jednak pamiętać, że coś - cokolwiek w ogóle - Ci tam kupił. To bardzo miłe. Tym bardziej, że ja mam to szczęście, że wcale nie dostaję cokolwiek, a super prezenty...
Mam więc te wszystkie rzeczy z historiami podróży, i przypominam sobie owe historie kiedy tych rzeczy używam bądź je zużywam lub na nie patrzę - zależy do czego służą. Tak to rzeczy, z których zapewne nie każda zainteresowała by postronnego obserwatora zyskują wartość dodaną i znaczenie sentymentalne i opowiadają mi na nowo interesujące historie o podróżach, w których zostały nabyte.
Ja też, nie powiem, zawsze coś tam nabędę na prezenty: kapcie w Łodzi, miód w Gdańsku, kolczyki w Helu, herbatę w Katowicach... ale przyznacie, że to jednak nie robi takiego wrażenia jak prezenty z dalekich wojaży, niespotykane i niedostępne w ojczyźnie :) (A raz to nawet mi się zdarzyło kupić masełko do ust w Siedlcach... No porywające :)
A teraz ad meritum czyli do prezentów - tym razem są to prezenty od Nails tale przywiezione z Malezji
za które jeszcze raz dziękuję :)
Liczę na dalsze informacje o jej nabytkach dla niej i na posta podróżniczego na jej blogu tymczasem przedstawiam moje prezenty:
batik
breloczek
suwenir na półkę
oraz
DODOL DURIAN
DODOL PANDAN
czyli słodkości, które mi smakują, ale chyba nie znalazłyby szerszego uznania pod naszą szerokością geograficzną :)
(Mój mąż: "-A co to za zapach... diabelski... jakby coś się... rozkładało..?)
...
jakiś aktor- stojak (egzotyka - że też u nas nie ma takich pomysłów na gratisy do kosmetyków:)
oraz:
LUCIDO-L
wosk do z kwasem hialuronowym
MENTHOLATUM
lip ice
sheer color
zmieniający kolor balsam do ust
THE FACE SHOP
HERBDAY
pianka oczyszczająca
brzoskwinia
dla wszystkich typów skóry
WATSONS
rozświetlająca i nawilżająca maseczka z sokiem aloe vera
i próbki:
THE FACE SHOP
oil-drop serum anti-aging
ETUDE HOUSE
PRECIOUS MINERAL
BB CREAM
Blooming Fit
Cotton Fit
Perfect Fit
spinki na bogato (tak lubię :)
Ile ciekawostek, które po raz pierwszy w życiu widzę ;)
OdpowiedzUsuńO jacie jakie cuda!
OdpowiedzUsuńOh *-*
OdpowiedzUsuń